banner

Miłością do Ojczyzny…

14 Апреля’21
591
Wytrwale, z ciężkimi walkami i dużymi stratami, żołnierze radzieccy szli do zwycięskiego maja. Cztery długie lata, od Brześcia do Wołgi, trwała wielka bitwa o pokój, niepodległość, prawo do pozostania wolnym człowiekiem. Faszystowscy okupanci myśleli, że radzieckiego człowieka można łatwo przekształcić w żałosnego niewolnika, w prymitywną i niepotrzebną istotę. Ale się mylili. Żołnierze, oddychając miłością do ojczyzny, nie żałowali swojego życia, prowadzili krwawą wojnę z nieproszonym wrogiem, podstępnym i bezwzględnym. Stali na śmierć. I wygrali.

Dlatego każdego roku w piękny wiosenny dzień 9 maja bezprecedensowy wyczyn wojenny na znak pamięci, szacunku i wdzięczności Ojczyzna pozdrawia, honoruje swoich bohaterów, zarówno zmarłych, jak i żywych. I każdy rozsądny człowiek pamięta, za jaką cenę zdobyte jest spokojne życie.

Studentka 4 roku studiów medycznych Natalia Skibicka wiele wie o swoim pradziadku Prokofii Strygin. Czasami mógł dzielić się swoimi wspomnieniami, a dociekliwa wnuczka Alla słuchała i pamiętała. Nadszedł czas, a mama z kolei opowiedziała córce o drogach wojskowych bliskiej im osoby. Trudno było zrozumieć cały tragizm tamtych lat, trudno to zrobić teraz. Ale młodsze pokolenie jest w stanie to zrobić.

Według dziewczyny wojna to nie tylko głód, zimno, ale także dewastacja, separacja, śmierć. A dla żołnierza, być może, także niewola, w której był upokorzony, torturowany. Prawnuczka wie, jak trudno było Prokofijowi Fedorowiczowi wydostać się z okrążenia i nie wiedział, że żołnierze mają przed sobą wyczerpujące walki na Łuku Kurskim. Dostał pradziadek w pełni, więc odważny żołnierz płakał z radości w dniu kapitulacji Niemiec. Często zwracał się do Boga. Ponieważ naprawdę chciał w okrutnym płomieniu wojny, przy odrobinie szczęścia, przetrwać, pozostać człowiekiem.

Szczęście, weteran żył spokojnym życiem, ale do końca swoich dni nie mógł zrozumieć: dlaczego nie żyć spokojnie na tak pięknej planecie, nie budować i nie tworzyć, ale koniecznie trzeba niszczyć, zabijać. Weteran zmarł dawno temu, a wnuczka Alla i prawnuczka Natalia rozumieją, że szczęśliwe życie ludzi w XX i XXI wieku jest wygórowaną ciężką pracą żołnierza podczas wojny, która wbrew wszystkiemu zakończyła się zwycięstwem. Są dumni, że zarówno ich dziadek, jak i pradziadek przyczynili się do Wielkiego Zwycięstwa.

Weteranów, którzy przeszli niebezpiecznymi drogami wojny, pozostało niewiele. W tych odległych latach wojennych byli młodymi chłopcami. A teraz są w wieku 95 lat. Zdrowie zawodzi, stare rany bolą, ale w duchu są, jak poprzednio, silne. Nasi rodacy Józef Kazimirczyk ze wsi Wielkie Bobrowniki i Stepan Żylewski ze wsi Chylimonowce w latach wojennych nie stali na uboczu. Przyczynili się do ogólnego zwycięstwa nad wrogiem. Weterani wiedzą z pierwszej ręki o wojnie, o okrucieństwach faszystów. Na okupowanym terytorium wróg pozostawił ślady strasznej, niezgłębionej, nieludzkiej przemocy: zniszczone miasta, fabryki , spalone wioski – tylko rury wystawały na popioły, okaleczone zwłoki ludzi, szubienice, studnie z martwymi dziećmi. Nie było siły patrzeć na te wszystkie okrucieństwa, tylko jedno pragnienie poruszyło żołnierzy – aby usunąć faszystowskie złe duchy z powierzchni ziemi. Wymazać na zawsze.

Czesława Kazimirczyk, żona jednego z synów frontowca, pamięta, jak Józef Iwanowicz opowiadał o forsowaniu Odry. Straszny obraz, a gdzie tylko zwykły żołnierz siły wziął, aby przetrwać?

- Kwiecień 1945.​ Nasi żołnierze w tym czasie zdobyli już doświadczenie bojowe, prowadzili walki o charakterze ofensywnym. Hitler wciąż miał nadzieję odwrócić bieg wojny. Zasoby ludzkie nieprzyjaciela zostały jednak wyczerpane, brakowało sprzętu, ale nie było łatwiej z tego powodu żołnierzom radzieckim. Na ich drodze pojawiały się ​ przeszkody nie do pokonania. Rzeka Odra jest jedną z tak poważnych przeszkód. Do faszystowskiego legowiska pozostało 80 kilometrów, a tę przeszkodę wodną trzeba było za wszelką cenę zmiażdżyć, pokonać. Dlatego zaangażowa ne były wszystkie siły: czołgi, samoloty, artyleria, piechota, saperzy, zwiadowcy. Żołnierze wiedzieli, forsując skutecznie Odrę, otwierają w ten sposób drogę na Berlin, drogę do zwycięstwa. Ale faszyści nie chcieli się poddać, zrozumieli, że nadszedł ich koniec, więc oparli się fanatycznie, z rozpaczą skazanych. Nasi żołnierze robili wszystko, aby raz na zawsze położyć kres tej skomplikowanej operacji forsowania Odry. Piloci i artylerzyści pomagali piechocie. Jedni zbombardowali, inni ciężkim ogniem ostrzeliwali nieprzyjaciela. Pracowali w nocy, tym samym wywołując śmiertelny terror na wrogu. Nasi żołnierze, oczywiście, cieszyli się, że zorganizowali faszystowcom takie piekło-zasłużyli. Po śmiertelnym ostrzale z powietrza i z ziemi, pracę rozpoczęli piechurzy. Droga do rzeki została oczyszczona: biegli do okopów wroga bez żadnego oporu, ponieważ wszystko zostało zmielone, zmieszane z ziemią, tylko kości leżały wszędzie. Ale nawet przy tak silnym wsparciu zginęli nasi żołnierze, a zdarzało się to najczęściej podczas przeprawy. Jak napisał poeta frontowy: "Pod ogniem zamieszania, gdzie są sswoi, gdzie jest kto, gdzie jest połączenie?.. I nie wszyscy zdążyli zawrócić, popłynąć do tyłu... " jednym słowem, słup wody i tylko-ślad krwawy. Zginęły tysiące. Forsując Odrę, żywi nie wierzyli, że żyją. Taka jest wojna. Zła, okrutna, nieludzka.




Wnuczka weterana Stepana Kozłowskiego (ur. 1902, w. Borki w obwodzie Brzeskim) Zinaida Łuksza pamiętała, że dziadek nie lubił wspominać wojny. Bolało mu to, że przerzucał przeszłość.

Ale Zinaidzie Nikołajewnie ​ opowiedziała wszystko, co usłyszała, matka. Na froncie dziadek od pierwszych dni wojny. Jest zwiadowcą, a jeśli doszło do rozpoznania walką, to nie zawsze i nie wszyscy żywi wracali do lokalizacji jednostki. Stepan Karpowicz nie mógł zapomnieć o śniegu zimy 1945 r.: jakiś czarny, tłusty, a biorąc go do ręki, chciałem go szybko umyć, ponieważ wcale nie był to śnieg, ale cząsteczki prochu tysięcy ludzi spalonych w komorach gazowych. Musiał forsować także nie do pokonania Odrę w jej betonowych brzegach. Miejscami przeprawa praktycznie nie była prowadzona, zamiast niej -​ zwłoki żołnierzy, zarówno radzieckich, jak i niemieckich. Szli po ciałach zabitych jak po moście. Ale Odra nie oparła się potężnemu atakowi, Uległa. Żołnierz poszedł dalej i dotarł do faszystowskiej kryjówki, Żadna kula wroga go nie zabrała. Sam się zdziwił, prawdopodobnie modlitwa macierzyńska pomogła mu przetrwać na pierwszej linii frontu. W pobliżu spadali żołnierze, a on miał tylko karabin w rękach.

Lata coraz dalej odciągają ludzkość od strasznych wydarzeń II wojny światowej. Od dawna zarośnięte okopy, w miejscach dawnych walk kłosa pszenica. Obeliski, znaki pamiątkowe -​ czci bohaterów, którzy nie przybyli z wojny. I coraz mniej jest tych, którzy uwolnili Europę od faszyzmu, którzy przynieśli wolność i pokój ludziom, którzy dali spokojne życie i błękitne niebo nad głową. Pamiętamy o tym, ponieważ czarne skrzydło wojny objęło prawie każdą białoruską rodzinę.

Żołnierze wyzwoleńcy walczyli, poświęcali się, więc każdy z żyjących weteranów ma prawo powiedzieć: "Jestem uczestnikiem Ostatniej wojny!"I naprawdę chcę się w to uwierzyć.

Предыдущая статья

МАРТ предлагает обсудить проект документа по согласованию режима работы рынков и ТЦ в ночное время