banner

Życie zatacza koło

11 Ноября’18
1411

Gdy spotykamy w Świsłoczy osoby pochodzenia żydowskiego, słyszymy ożywioną rozmowę w języku hebrajskim, wcale nie jesteśmy zaskoczeni. Ponieważ domyślamy się, co sprowadziło ich na ziemię białoruską. Jak mówią sami goście z Izraela, lecą tu, by życie zatoczyło koło. 

By nie było w nim luki powstałej w straszliwym dla ich narodu okresie istnienia nazistowskich Niemiec. Faszyzm zniszczył miliony Żydów. Nie ominął tragiczny los również ludności żydowskiej naszej Świsłoczy. W dniu 2 listopada 1942 roku w uroczysku Wiszewnik rozstrzelano 1 536 przedstawicieli tej narodowości.

Z bólu zrodziły się Korzenie


Od dwudziestu lat jeździ na Białoruś z Izraela Tamara Borodacz – organizator i koordynator projektu Korzenie Centrum Międzynarodowego Izrael – Białoruś. Urodzona w Iwiu kobieta jeszcze na początku lat 90. ubiegłego stulecia wybrała swoje przeznaczenie – odrodzenie więzi żydowskich pokoleń, przywrócenie pamięci o przodkach, kiedyś mieszkających na Białorusi, pomoc w poszukiwaniach i odnalezieniu swoich korzeni okrutnie wydeptanych przez faszystów. Ma powody osobiste.


– Każdy projekt powinien być zrodzony w cierpieniu – mówi Tamara Borodacz. – Cała moja rodzina w 1942 roku została wymordowana. Nie znałam swoich dziadków. Nigdy nie miałam wujka, cioci, kuzynów ani kuzynek … Nie miałam nikogo. 56 osób z mojego rodu spoczywa w Iwiu w jednym grobie. Dorastałam z tym bólem. W dzieciństwie naiwnie myślałam, że ludzie, którzy przyjeżdżają do naszego miasta 12 maja, w dniu zagłady miejscowych Żydów, to krewni ojca. Myliłam się. Były to nieliczne osoby, które ocalały. Ludzie, którzy zdążyli wyjechać albo wydostali się z jam grobowych, albo zostali partyzantami. Historia rodziny nasunęła myśl: trzeba coś robić. Chociaż nie ja zaczynałam, lecz kontynuowałam to, co robił mój ojciec, gdy wrócił z wojny – zachowanie pamięci o Żydach. Nie lubię i nie uznaję ignorancji. Jak drzewo nie może istnieć bez korzeni, wysycha, podobnie człowiek nie może żyć utraciwszy więzi z przeszłością. Każdy powinien wiedzieć o swoich ojcach, dziadkach, pradziadkach. Nie ma nic bardziej cennego.

Dzięki Tamarze Borodacz setki ludzi przyjechały na Białoruś w ramach projektu Korzenie. To dzieci i wnuki osób, które mieszkały tu przed wojną. W październiku Tamara Borodacz po raz trzeci odwiedziła Świsłocz. I nie sama, a wraz z potomkami rodziny Finkelsztejnów, których spokojne życie w naszym mieście również zniszczyła wojna.

Rodzina Finkelsztejnów


Jedna z jedenastu osób, które przyjechały na ziemię ojców, to Icchak Finkelsztejn. Jego ojciec – Solomon Finkelsztejn – urodził się w Świsłoczy. Wyjechał do Palestyny w 1925 roku. Poznał tam dziewczynę Olę. Okazało się, że ona również pochodzi z białoruskiej Grodzieńszczyźny, z Łunna. Młodzi ludzie się pobrali. Nieco później do Palestyny wyjechali również bracia Solomona – Hlawne i Cwi. Przed wkroczeniem Niemców, prawie tuż przed tragedią, która dotknęła świsłockich Żydów, zdążyła wyjechać z miasteczka siostra Mircza, która w Palestynie wyszła za mąż za chłopaka o nazwisku Brzeźnicki, również urodzonego w Świsłoczy. Wyjazd ocalił życie członkom rodziny Finkelsztejnów. Inaczej potoczyły się losy siostry Solomona Hai Sary: została na ojczyźnie ojca, nie chcąc stąd wyjeżdżać, i zginęła w Wiszewniku.


– Rodzina Finkelsztejnów mieszkająca w Świsłoczy była bardzo duża – opowiada kuzyn Icchaka Menachem Załucki (matka Icchaka Ola to siostra ojca Menachema). – W małym miasteczku wielu było ze sobą spokrewnionych. Byli kuzynami, wujkami, ciotkami … Finkelsztejnowie prowadzili sklep mięsny, małe garbarnie… Żyli , pracowali, kochali, wychowywali dzieci. Jak wszyscy. Trudne czasy zmusiły podobnie jak innych opuścić zagrzane przez siebie miejsce. Ci, którzy nie zdążyli wyjechać przed wojną, zginęli…

Podczas pobytu w Świsłoczy goście z Izraela trzymali w ręku wspomnienia Żydów o Świsłoczy. Zresztą na podstawie właśnie tej książki zrobiono makietę przedwojennego miasteczka wystawioną w Powiatowym Muzeum Historyczno-Krajoznawczym (co ciekawe budynek, gdzie obecnie mieści się muzeum, to dawna żydowska karczma). Goście zwiedzili muzeum i uważnie słuchali opowieści przewodnika o dawnej Świsłoczy. Od czasu do czasu zaglądali do swojej książki – i łączyły się więzi między przeszłością i teraźniejszością.
Goście poszli również do dawnej synagogi (w chwili obecnej w budynku działa sekcja do spraw dzieci i młodzieży). Z zamierającym sercem oglądali ocalałe nagrobki z żydowskiego cmentarza. I nagle na jednym z nich Icchak przeczytał imię matki swojego dziadka Dawida. Miał łzy radości w oczach, przepełniało go niepowtarzalne uczucie odnalezienia swoich korzeni.

– To jest takie niezwykłe i ważne! – powiedział Icchak. – Została tu pochowana moja prababcia!

Ostatnim i najważniejszym miejscem na szlaku był Wiszewnik – smutne miejsce, świadectwo tragicznych wydarzeń 1942 roku, dokąd każe wracać sumienie. Nie można już nic zmienić. Nie można jednak zapominać o tych wydarzeniach.

Ciąg dalszy nastąpi


– Historia Żydów jest tragiczna – powiedziała wyjeżdżając ze Świsłoczy Tamara Borodacz. – Wyjazdy na Białoruś żydowskich grup to ciągłe drażnienie niezagojonych ran. Poruszając się jednak głównym szlakiem w poszukiwaniu swoich korzeni, zawsze pokazuję cudzoziemcom kraj, tę Białoruś, którą znam i lubię. Ludzie mówią, że można zmienić miejsce zamieszkania, lecz nie można zmienić miejsca urodzenia. Moje serce jest tu, na Białorusi …


Na pewno pamięć o Białorusi pozostaje również w sercach tych Żydów, którzy nas odwiedzili. Po powrocie do Izraela opowiedzą o podróży znajomym, napiszą o niej książki i nakręcą filmy… I dotrze wiedza do dalekiego kraju. I znajdą się osoby, których korzenie są związane ze Świsłoczą. I skontaktują się z Tamarą Borodacz, by odwiedzić ziemię białoruską. I po tej podróży miejmy nadzieję zapełni się luka jeszcze w czyimś życiu.

 

Предыдущая статья

Через тернии – к бриллиантам